Saldo '07

kiedy bylem maly chlopcem to palilem kiepy, i smieszne papierosy. oni walili sety, kroczylem ulicami szeptem, nie bylem kretyn, dzis moje kroki ciezkie slychac na kilometry, lecz nie podnosze glowy, dopoki nie mine mety, jakies dzieciaki chca mnie podejsc. no synek, gdzie ty?, potykasz sie o sznurowadla to wstawimy rzepy, wy ciagle wszystko na powaznie, my bawimy sie tym, kiedys ze smiechu prawie plakal, gdy kleilem wersy, dzis na fejanku prosi trzy bilety, dla swojej mamy, swojej siostry i dla swej kobiety, zachowaj te pieniadze, w taco corp nie klepia biedy, to zaden wstyd kiedy kusze los, nie leca lzy kiedy gubie cos, jedynie gdy zguba jest czlowiek. wtedy czuje cios, gdy moj mozg sie zapuszcza w noc, do moich drzwi znowu puka ktos, a ja wiem ze to jeszcze nie koniec, a gdy bylem mlodziencem to sie kochalem w tobie, obwiniam ciebie za te fobie i slabe stopnie, mieszkalem za blisko ciebie. za daleko od niej, masz po mnie pare fantow, moze na allegro opchniesz, czekalem jakies dwa tygodnie, moze sie ockniesz?, kiedys to wszystko bylo prostsze, tych pare dotkniec, niwelowalo caly odstep. dzis wesze podstep, gdy dzwonia telefony. odbieram mowiac "co chcesz?", na uprzejmosci brak mi sily, takze gadaj konkret, przechodz od razu do tematu, czasu brak na oddech, mielismy byc dorosli a na twarzach nadal obled, nie licz na ludzi, a jak musisz, sprawdzaj saldo potem, zero milosci w naszym miescie, tej jedynej szukasz, dwa razy wszedles do tej rzeki, do trzech razy sztuka, w tych czterech katach spedzasz piatek i sie plawisz w smutkach, ten szosty zmysl. siedem nieszczesc glupio patrzy z lustra, to zaden wstyd kiedy kusze los, nie leca lzy kiedy gubie cos, jedynie gdy zguba jest czlowiek. wtedy czuje cios, gdy moj mozg sie zapuszcza w noc, do moich drzwi znowu puka ktos, a ja wiem ze to jeszcze nie koniec, kiedy bede starszym panem, spojrze pewnie w lustro, zbieram owoce cierpliwosci jak polecil rousseau, po co ci pelny portfel, jesli na pogrzebie pusto?, brak ludzi, ktorzy za twa dusze jakas setke chlusna, koncze 30 w 2020, chce sie wtedy cieszyc szumem drzew i dolcow szelestem, takze zagram to co trzeba, jakis koncert lub festyn, zamiast zmieniac pensje na zetony robie investment, a wiec jade na wystep. jade na wystep, nie piore swych brudow publicznie, lapy mam czyste, choc jeszcze nie jestem dorosly, juz raczej nie chlystek, siadam se w bistro, biore beefsteak, obgadam biznes, zaden garnitur, nosze jeansy i bialy t-shirt, oni gadaja, placza, krzycza a ja nic nie slysze, to pieskie zycie na okraglo chca gonic jak hycel, siedze w oblokach i popijam szprycer

Albums

Comments